Bartosz Ostałowski - nogi zamiast rąk, niesamowita historia polskiego kierowcy i artysty

Bartosz Ostałowski
Bartosz Ostałowski - www.bartracing.pl / Media

To niezwykła postać. Na spotkanie ze mną przyjechał swoim samochodem, choć nie ma rąk. Mało tego. On bez tych rąk prowadzi prawdziwe motoryzacyjne potwory. A jak? Stopą. Jest posiadaczem międzynarodowej licencji wyścigowej FIA. Od dnia, w którym stracił obie ręce w wypadku komunikacyjnym, rękami dla Bartosza Ostałowskiego stały się jego nogi. To nimi tworzy też cudowne obrazy, bo oprócz tego, że jest kierowcą sportowym, to jest też artystą. I w dodatku inżynierem.

Pasja od dziecka

Od dziecka wielką pasją Bartka była motoryzacja. Jeszcze jako mały chłopak bardzo interesował się rajdami samochodowymi.

- Moim wielkim marzeniem było, żeby kiedyś być profesjonalnym kierowcą rajdowym czy wyścigowym. Nie wyobrażałem sobie, że mogę robić coś innego - mówi urodzony w Nowy Sączu Ostałowski.

Akurat rozpoczął studia. Uczył się na kierunku mechanika i budowa maszyn. Do tego jego hobby było szkicowanie. Miał zacięcie artystyczne. Robił projekty karoserii samochodowych i motocykli. Poszedł jednak na studia techniczne. Miał wiele planów.

Wypadek

Wszystkie legły w gruzach siedem lat temu, kiedy stracił obie ręce. Początkowo było to dla niego szok. To była dla niego sytuacja trudna do zaakceptowania.

- Jechałem na motocyklu. Przede mną jechał mój kolega. Skręcając z obwodnicy w stronę miasta, mijaliśmy boczną drogę. Nagle wyjechał z niej samochód. Ratowałem się poprzez położenie motocykla na asfalcie. Poszedł ślizgiem. Udało się minąć ten samochód. Niestety dla mnie, akurat w tym miejscu na długości zaledwie kilkunastu metrów, na poboczu była barierka. Ręce tam utkwiły. Lekarze podjęli decyzję, że trzeba obie amputować - wspomina wypadek.

- Początkowo była to dla mnie tragedia. Przecież dopiero wchodziłem w to dorosłe życie. Miałem wiele planów. Miałem wielkie marzenia. Studiowałem. Miałem też za sobą pierwsze starty w amatorskich rajdach samochodowych. I nagle koniec. Marzenia prysły w jednej chwili. Przecież, tak myślałem wtedy, bez rąk nie będę w stanie jeździć samochodem, robić tego, co zawsze chciałem. Musiałem rozpocząć nowe życie, w którym pojawiło się wiele znaków zapytania - dodaje.

Wiele pomogła mu w tym wizyta w szpitalu Katarzyny Rogowiec (dwukrotna mistrzyni zimowej paraolimpiady w biegach narciarskich, wielokrotna medalistka mistrzostw świata w biegach narciarskich i biathlonie - przyp. TK), która również musi sobie radzić w życiu bez rąk. Ona pokazała mu, że mimo tego można normalnie funkcjonować. To dzięki niej zaczął szukać nowych rozwiązań, nowego pomysłu na życie. I powoli zaczęło się to udawać.

Rozpoczął nowe życie

Rehabilitacja i wejście w nowe życie zajęło mu rok. W tym czasie wziął urlop dziekański. Porzucił też motoryzację. Najważniejszym stało się dla niego dojście do takiego etapu, żeby nie musiał być od nikogo zależny. Chciał być, mimo braku obu rąk, samodzielny.

Organizując sobie na nowo życie po wypadku, trafił do wydawnictwa "VDMFK". To Ogólnoświatowy Związek Artystów Malujących Ustami i Stopami.

- Pomogli mi zrobić kursy, które pozwoliły mi zacząć malować stopami. Przede wszystkim pozwoliły mi one jednak uwierzyć w siebie - przyznaje Ostałowski.

- Malowanie i jeżdżenie było już w głowie. Teraz trzeba było to wszystko przenieść na stopę. Gdyby zaraz po wypadku ktoś powiedział mi, że będę mógł malować, to bym w to nie uwierzył. Zacząłem jednak próbować - dodaje.

Namalował kilka obrazów. Wybrał te najlepsze i wysłał do wydawnictwa. Teraz przyznaje, po kilku latach, że nie byłby zadowolonych z tych prac. Jury związku przyjęło go jednak jako swojego stypendystę.

- To była dla mnie wielka pomoc. Uczyłem się malarstwa na nowo. Zacząłem tworzyć nowymi technikami. Dzięki nim miałem też środki na nowe płótna, farby i tego typu rzeczy. Malarstwo tak naprawdę stało się moim stałym zajęciem - opowiada.

Ostałowski, który ma obecnie 27 lat, ma za sobą pierwsze wystawy i wernisaże swoich prac. Niebawem, bo już 24 kwietnia, jego prace, a także innych członków wydawnictwa, będzie można obejrzeć w Pałacu Sztuki w Krakowie.

Zaczął prowadzić samochód stopami

Udało się malować stopą, więc Ostałowski spróbował też wrócić do samochodu, bo nie chciał być od nikogo zależny. Początki były trudne. Wsiadł do samochodu taty, ale ogarnięcie kierownicy, pedałów sprzęgła, hamulca i gazu, a także lewarka do zmiany biegów, przerosło jego możliwości.

- Dowiedziałem się jednak, że są takie osoby, które prowadzą samochód stopą. Zacząłem szukać w Internecie. Kiedy tylko zobaczyłem film, że można, to od razu zakupiłem samochód z automatyczną skrzynią biegów. To był bowiem niezbędny czynnik. Lewa noga na kierownicę, a prawa zajmowała się gazem i hamulcem. I tak zaczęły się pierwsze próby - mówi Ostałowski.

Pierwsze przejażdżki urządzał z asystą innego kierowcy. Stopniowo wprowadzał też modyfikacje w swoim samochodzie. Dorobił dodatkową łopatkę do kierunkowskazów.

- Szybko zacząłem jeździć samodzielnie. Nie ukrywam, że ludzie na drodze byli trochę zaskoczeni. Niektórzy myśleli nawet, że się wygłupiam - śmieje się Ostałowski.

Powrót do wyścigów

Kiedy zobaczył, że na drodze nie odstaje od innych kierowców, zaczął wykonywać pierwsze manewry wyprzedzania. Stwierdził wówczas, że wcale nie jest tak źle. Wtedy wróciły myśli o tym, by znowu spróbować sportowej jazdy. Postanowił zatem kupić kolejny samochód, który przeznaczył na testy i próby. Chciał sprawdzić, czy będzie w stanie nadążyć z kręceniem stopą na kierownicy w ekstremalnych sytuacjach - typu awaryjne hamowanie, czy poślizg.

- Zaryzykowałem, bo stwierdziłem, że to jest coś, co napędza całe moje życie. Ja po prostu kocham motoryzację. Nie wyobrażam sobie życia bez niej - mówi z entuzjazmem i uśmiechem na twarzy, który niemal nie znika w czasie naszej rozmowy.

Kiedy udało mu się opanować sztukę szybkiej jazdy, prowadząc samochód stopą, a do tego zmodyfikował pojazd odpowiednio do swoich potrzeb, zaczął jazdy w amatorskich superoesach. Jeździł wówczas BMW E 30 z 1987 roku, a mimo tego plasował się w środku stawki. Powrócił do sportów motorowych i szybko zyskał nowe kontakty. Zapisał się też do warszawskiego Automobilklubu Rzemieślnik. Przy pomocy członków tego klubu podjął decyzję o przygotowaniu samochodu niezbędnego do tego, żeby mógł zrobić licencję kierowcy wyścigowego. Najważniejsze w tym momencie było zatem wykonanie takiego mechanizmu, który umożliwiłby mu błyskawicznie wypięcie się z pasów. Ostałowski wpadł na prosty i niezawodny system. To dodatkowy pedał, który uwalnia centralną klamrę. Kiedy udało się pokonać ten problem, zrobił w końcu licencję wyścigową. Od tego momentu jego świat zaczął się kręcić wokół startów na torach.

Brał udział w mistrzostwach Polski w rally crossie, a także w wyścigowym Pucharze Polski. Nawet udawało mu się wygrywać zawody w swojej klasie.

- Wiele osób nie wierzyło, że mogę rywalizować, choć nie mam rąk. Udowodniłem jednak, że jest to możliwe - cieszy się.

Mierzy się z motoryzacyjnymi potworami

Od trzech lat zaczął trenować drift. To nowy rodzaj sportu samochodowego, który zyskuje sobie coraz więcej sympatyków. Przed wszystkim ze względu na swoją widowiskowość, kierowcy wprowadzają samochody w kontrolowany poślizg. Udział Ostałowskiego w drifcie był możliwy dzięki pomocy firmy Intercars, która przygotowała mu samochód - nissana skyline.

- To kultowy samochód, który zawsze mi się podobał. Przede wszystkim miał znakomitą automatyczną skrzynię, która nie zmieniała biegów nawet przy odcięciu. To było dla mnie bardzo ważne. Poza tym bez wielkich modyfikacji nadawał się od razu do driftu - opowiada Ostałowski.

Trzeba dodać, że samochody biorące udział w drifcie, to prawdzie potwory. Moc niektórych dochodzi nawet do tysiąca koni mechanicznych.

W tym roku Ostałowski będzie dysponował 500-konnym nissanem z silnikiem V8 z chevroleta corvetty. Będzie w nim tez seryjna skrzynia, która zastąpi automat. Biegi będzie zmieniał sam specjalną łopatką za pomocą prawego barku. Wszystkie zmiany są podyktowane tym, że mieszkający obecnie w Łuczycach koło Kocmyrzowa zawodnik chce swój styl jazdy jak najbardziej zbliżyć do sprawnych kierowców. Na ile udały się modyfikacje, będzie można się przekonać 1-2 maja na zawodach Drift Open w Toruniu. Warto obejrzeć jak sobie radzi ten zawodnik, bo w tej chwili jest jedynym kierowcą sportowym na świecie, który prowadzi samochód stopami.

- Tak naprawdę to sam niedowierzam, że udało mi się to wszystko przenieść na tę stopę. Najważniejsze było, żeby mieć odpowiednie wyczucie. Moja stopa przeszła taką transformację i dzięki temu dobrze czuję kierownicę i to, co dzieje się z autem. Ale tylko lewą stopą - zdradza, przyznając, że zawsze był praworęczny i obrazy też maluje prawą stopą.

Ostałowski bardzo zaangażował się w sport motorowy, ale oczywiście nie zapomniał też o swojej artystycznej duszy. Wciąż maluje obrazy. W jego twórczości dominują głównie widoki, pejzaże, martwa natura, a także motywy świąteczne.

Jeden z obrazów Bartosza Ostałowskiego
Jeden z obrazów Bartosza Ostałowskiego - www.ostałowski.pl / Media

Wracając do normalnego życia, wrócił też na studia, które ukończył z tytułem inżyniera. Nie chciał indywidualnego toku nauki. Postanowił, że będzie uczęszczał na zajęcia w normalnym trybie dziennym.

Założył firmę

Od niedawna prowadzi swoją działalność gospodarczą. Oferuje swój udział w imprezach motoryzacyjnych. Często w ramach takich spotkań wozi ludzi na prawym fotelu.

- To świetna sprawa, obserwując zdziwienie tych ludzi, kiedy widzą, że kierowca, który za moment będzie jechał z nimi szybko, nie ma rąk. Oczywiście zapraszam wszystkich, którzy chcieliby wziąć w czymś takim udział. Zapraszam na moją stronę internetową, a także na mój profil na Facebooka - zachęca Ostałowski.

Jego popisy można obejrzeć między innymi w teledysku Endefis feat. Piotr Cugowski "Taki będę".

Młody, polski kierowca podkreśla, że na pewno nie doszedłby do tego miejsca, gdyby nie pomoc sponsorów. Nie od dziś przecież wiadomo, że motosport to jeden z najdroższych sportów do uprawiania.

Amerykańska nauka

Ostałowski jest przykładem dla wielu osób, które dosięga w życiu dramat związany z niepełnosprawnością. Dzięki swojemu olbrzymiemu zaparciu i silnej woli właściwie porusza w świecie jak osoba w pełni sprawna. Jego stopy stały się dla niego dłońmi. To nimi, oprócz tego, że maluje obrazy i prowadzi samochód, wykonuje masę innych czynności.

- Załatwiam sprawy papierków, pisze na klawiaturze, obsługuję myszkę, przygotowuję posiłki i wiele innych rzeczy. Bardzo dużo pomogła mi rehabilitacja Klinice Hanger w Oklahomie. Specjalizuje się ona w pomocy ludziom po amputacjach - mówi Ostałowski.

To tam nauczył się, jakie kroki po kolei musi podjąć, żeby stać się osobą jak najbardziej samodzielną. Wziął sobie ich wskazówki do serca i dzięki pomocy ludzi z kliniki zrobił wielkie postępy w zaakceptowaniu tego, co może robić pomimo tego, że nie ma rąk. Do kliniki w USA trafił poprzez sport. Na mistrzostwach Europy w rally crossie na Węgrzech zrobił furorę. Udzielił kilku wywiadów, które znaleźli specjaliści z kliniki. Amerykanie zaproponowali Ostałowskiemu przyjazd. Chcieli zobaczyć, jak udało mu się dojść do takiej perfekcji w prowadzeniu samochodu. W zamian za to zaoferowali mu pomoc w innych życiowych sprawach.

- Kompletnie nie skupiam się już na tym, że jestem osobą niepełnosprawną i przez to mam trudniej. Nie. Wręcz przeciwnie. Stawiam sobie dodatkowe wyzwania. W tej chwili na pewno takim jest rozwinięcie firmy, jaką założyłem. Oczywiście potrzebuję też pomocy innych osób, bo przecież nawet gdybym miał ręce, to i tak sam bym tego wszystkiego nie ogarnął. Dlaczego szukam osób, które też czują ten klimat co ja i chciałyby się w tym sporcie realizować. Poza tym chciałbym motywować inne osoby niepełnosprawne do tego, że jednak mimo pewnych dysfunkcji można się dalej realizować. Chcę im pokazać, że życie nie kończy się wraz z wypadkiem. Po prostu można robić pewne rzeczy inaczej. Już w nowym życiu - kończy.

źródło: m.onet.pl